Każdy z nas definiuje sukces na swój sposób. Wszystkie możliwe definicje łączy jednak jedno: przekonanie, że ludzie sukcesu załatwiają wszystkie swoje sprawy.
Osoby, którym się powodzi, nie tylko realizują swoje plany, ale też robią to o wiele wydajniej, niż przeciętny Kowalski.
Bez względu na to, czym się zajmujesz, ile zarabiasz i gdzie pracujesz – każdy dąży do tego, żeby być bardziej wydajnym. Wszyscy chcemy uzyskiwać lepsze wyniki, widzieć coraz lepsze efekty naszych wysiłków i osiągać to wszystko w krótszym czasie. Może wynika to z tego, że idea wydajnego dnia w pracy wyzwala w nas uczucie euforii. A może ma to związek z faktem, że żyjemy w epoce cyfrowej, w której „tyle się dzieje”, że jesteśmy o wiele bardziej niż kiedyś podatni na rozpraszanie się i odkładanie ważnych zadań na bok. Któż to wie? Pewne jest natomiast, że dla wielu osób nieosiągnięcie sukcesu to scenariusz nie do zaakceptowania. Tajemnicą pozostaje tylko to, kiedy i w jaki sposób wejdą one na ten poziom w swoim życiu.
Wydajność jest na ogół rozumiana błędnie – postrzega się ją bowiem po prostu jako robienie większej liczby rzeczy. Jednak w rzeczywistości „robienie większej liczby rzeczy” stanowi zupełną odwrotność wydajności. Bycie efektywnym oznacza robienie więcej za pomocą mniejszej liczby ruchów. Innymi słowy – robienie więcej poprzez „robienie mniejszej liczby rzeczy”. Zrozumiałe?
Zwyczaj nr 1: Mniej znaczy więcej
Mówcy na konferencjach (nie żaden konkretny, bo słyszałem o tym od wielu) często podkreślają fakt, że w kwestii wydajności w życiu, mniej znaczy więcej. Mają na myśli to, że budując swoją listę zadań do wykonania, nie należy być zbyt gorliwym. Wielu z nich zaleca wręcz skrócenie takiej listy o połowę – dzięki czemu nasza wydajność rośnie. Brzmi dziwnie? Niemniej jest to cenna uwaga i skuteczny sposób na zarządzanie produktywnością.
Często się przekonasz, że słuchanie mówców motywacyjnych w celu podtrzymania motywacji owocuje też cennymi informacjami na temat tego, jak koncentrować się na życiowych celach i sukcesie. A obserwując takich mówców i prelegentów na konferencjach, otrzymasz właśnie takie rady, jak „mniej znaczy więcej”.
Zwyczaj nr 2: Wyznacz granice
Ogólnie rzecz biorąc, wyznaczanie ram czasowych i ostatecznych terminów jest skuteczne w tym sensie, że pomaga nam określać pewne parametry. Czasem jednak może przynieść to efekt przeciwny do zamierzonego. Mamy tendencję do pozwalania na to, aby podejmowane przez nas działania trwały tyle, ile czasu na nie wydzielimy. A zatem, wyznacz sztywne granice czasowe na swoje dzienne zadania. Każde zadanie, jakie zdecydujesz się podjąć, nie powinno zająć Ci dłużej, niż jest to „potrzebne”.
Na przykład, przeznacz zaledwie 10 minut dziennie na media społecznościowe. Nie więcej. Tylko 10. Oto, co zaobserwujesz (nie dotyczy to wyłącznie mediów społecznościowych):
- Dzień pierwszy: Przygotuj się na frustrację z powodu niezrealizowania wszystkiego, co sobie założysz.
- Dzień drugi: Zorientujesz się, że instynktownie zaczynasz pomijać niektóre wątki (albo zadania) z tego prostego powodu, że „nie są one tak ważne”.
- Dzień trzeci: Dostrzeżesz, że stosujesz priorytety w zakresie tego, co czytasz (albo tego, co wyznaczasz sobie do zrobienia) – w oparciu o to, co „musisz” wiedzieć (albo zrobić).
- Dzień czwarty: Czwartego dnia Twoje priorytety będą już ułożone w taki sposób, że zgodzisz się ze stwierdzeniem, że 10 minut stanowi wystarczająco dużo czasu, aby zrealizować to, co sobie założysz.
Zwyczaj nr 3: Ustal pewną rutynę
Zarówno poranne, jak i wieczorne zwyczaje, odgrywają kluczową rolę w życiu nadzwyczajnie wydajnych jednostek w naszym społeczeństwie. Pierwsza czynność, jaką wykonujesz rano, decyduje o całym dniu. A zatem Twoje wieczorne zwyczaje powinny odpowiednio Cię przygotować do energicznego działania od razu po otwarciu oczu następnego ranka. Zrób notatki. Zerknij na nie przed ułożeniem głowy na poduszce, tak aby „przygotować się” na pierwszy promyk słońca.
Jeśli zaś chodzi o zwyczaje poranne, to tak jak pisałem wyżej, zacznij dynamicznie. Niczym olimpijczyk! Nie wdrażaj się w dzień delikatnie, nie rozdrabniaj na niepotrzebne zajęcia. Zamiast tego, wyjdź z domu albo rozpocznij dzień z taką energią, jakbyś startował/a w biegu na sto metrów.
Zwyczaj nr 4: Zleć innym to, co niezbędne
Nie da się być dobrym we wszystkim. Nikt tego nie potrafi. Wiedząc o tym, przemyśl, jakie rzeczy robisz dobrze, a jakie nieco gorzej. Oceń, co jest warte Twojego czasu, co zaś sensowniej byłoby komuś zlecić.
Dobrym przykładem jest pęknięta rura w domu. Z pewnością możesz obejrzeć kilka filmików na YouTubie, pobiec do sklepu z narzędziami, spróbować naprawić usterkę na własną rękę i pewnie dużo przy tym zaoszczędzić. Możesz też jednak zrobić to wszystko w znacznie krótszym czasie, bez stresu i żadnych wątpliwości co do tego, czy wezwanie hydraulika było dobrym pomysłem. W Twoim życiu zawodowym działa to tak samo!
Zwyczaj nr 5: Zapomnij o wielozadaniowości
Wielozadaniowość jest równoznaczna ze śmiercią Twojej wydajności. Po prostu daj sobie z tym spokój. Wbrew powszechnemu przekonaniu, tzw. multitasking nie pomaga wykonać wielu zadań w krótszym czasie. Prawda jest taka, że działa ona zupełnie odwrotnie, dając sporą gwarancję tego, że zrobisz mniej w jeszcze dłuższym czasie. Kolejna uwaga, którą usłyszałem od mówców motywacyjnych i konferencyjnych jest taka, że „wielozadaniowość rozprasza umysł i prowadzi do utraty koncentracji”.
Jakie są zatem nasze wnioski? Zaplanuj swój poranek i dzień już poprzedniego wieczoru, obudź się z motorkiem w przysłowiowych czterech literach. Pamiętaj, że w odniesieniu do normalnego dnia pracy mniej znaczy więcej. Ponadto, zatrudnij pomocników do czynności, w których nie jesteś dobry i nie staraj się robić więcej niż jedną rzecz w danym momencie.
Jak podtrzymujesz swoją wydajność przez cały dzień? Znasz jeszcze inne sposoby poza tymi, które wymieniliśmy? Podziel się nimi, chcemy poznać Twój przepis na sukces!